— Rano trzeba przychodzić wcześnie.
— O której?
— W zimie o ósmej, w lecie o siódmej. Dziadzio jest wtedy w kancelaryi i szykuje różne papierzyska i szpargały. Ma się rozumieć, powie panu, co jest do roboty. Potem pan zostaje w kancelaryi, a dziadzio idzie do ogrodu. O dziewiątej bez żadnych specyalnych zapraszań, przychodzi pan do tego pokoju na śniadanie, poczem znowuż pan wraca do kancelaryi. Zaczynają się schodzić interesanci; tak zwana inteligencya i panowie udają się do pokoju dziadka, zaś chłopi, żydzi, baby i wszelka prosta klientela zatrzymuje się w pierwszym pokoju. Do pana należy rozmówić się z tymi ludźmi, wybadać, czego potrzebują, wynotować to na karteczce i przedstawić dziadkowi.
— I pisać akty wedle jego wskazówek.
— Oczywiście. O godzinie pierwszej jest obiad, ale muszę pana uprzedzić, że stanowczo o pierwszej. Żeby było w kancelaryi stu chłopów i stu żydów, nic nie znaczy; trzeba ich delikatnie przeprosić i wyrzucić za drzwi. Zresztą oni znają zwyczaje dziadka i stosują się do nich. Obiad trwa godzinę lub, jeżeli są goście, dłużej. Wstawszy od stołu, dziadzio idzie do swego gabinetu na fajeczkę i medytacyę — a między nami powiedziawszy — na drzemkę i nie należy mu przeszkadzać aż do trzeciej. Dalej znowuż czynności w kancelaryi, a o siódmej herbata — no i porządek dzienny wyczerpany. Zechce pan
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
— 141 —