— Moje dziecko — odzywa się rejent, — dziwne ty masz wymagania. Pan Antoni nie jest do robienia chińskich latarni...
— Ja wiem o tem; ale ponieważ pan Antoni ma czas, a ja proszę, więc robić będzie. Prawda panie?
— Oczywista, — odpowiadam.
— A girlandy z dębowych liści, potrafi pan pleść?
— I tego nie próbowałem...
— Ja pana nauczę; bo widzi pan ja jestem bardzo biedna...
— Pani?
— Ach jaka ja biedna, jaka nieszczęśliwa! Nie masz pan nawet przybliżonego pojęcia.
— Ciekawy jestem — zapytał rejent — jakie mianowicie nieszczęścia spadły na ciebie, moja Fruziu... Czy kotka uciekła, czy kanarek nagle zachorował...
— Dziadzio się śmieje — a jednak.
— Więc powiedz, cóż ci dolega?...
— Za tydzień są moje urodziny, niestety.
— A... więc to takie nieszczęście?... Cóż na to poradzić?... Każdy człowiek raz na rok musi taką klęskę przechodzić.
— Dziadzio mnie nie rozumie. Ma być u nas zabawa.
— Wiem o tem, jak corocznie, w ogrodzie.
— A któż mi pomoże zrobić przygotowania do niej, ani dziadzio, ani babcia, a Kominkiewicz nie ma wcale gustu...
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —