Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —

— Dlatego chciałaś zaangażować do tej czynności pana Antoniego?...
— Jeżeli dziadzio ma co przeciw temu...
— Ależ, ja nic, cóżbym miał mieć? Sądzę tylko, że może pan Antoni...
— Ja i owszem — odrzekłem — wprawdzie nie splatałem nigdy wieńców i nie robiłem chińskich latarek, ale jeżeli mnie pani będzie łaskawa nauczyć...
— Ręczę, że zrozumie pan od razu całą tajemnicę fabrykacyi; przysłowie mówi, że nie święci garnki lepią. Więc zgoda, wieczór przepędzi pan z nami i przy pracy...
Tak się też stało.
O godzinie siódmej wszystkie czynności w kancelaryi były skończone, rejent poszedł do ogrodu, aby tępić jakieś robaki, które przyszły nie wiadomo skąd i rozsiadły się na kalafiorach, zaś panna Eufrozyna i ja zabraliśmy się do roboty. Asystowała przytem babcia, najmilsza staruszka, jaką wżyciu mojem widziałem. Dobra, łagodna, a zawsze, pomimo podeszłego wieku, ożywiona, zawsze mająca coś do powiedzenia.
Panna Eufrozyna nie traciła czasu. Po obiedzie zaraz wyszła na miasto i przyniosła stamtąd ogromne ilości bibułki angielskiej, kolorowego papieru, tektury i wszelkich materyałów potrzebnych do budowania chińskich latarek. Wszystko to w wielkich masach przygotowane było na stole, tak, że kiedym przyszedł o siódmej, mogłem, zaraz po herbacie, przystąpić do dzieła..