— Illuminacya ogrodu nie będzie tak świetna, jak chciałam, mamy tylko dwieście siedemdziesiąt latarni — i na tem trzeba poprzestać... O fajerwerkach niema mowy, gdyż dziadzio nie pozwoli na nie.
— Ma słuszność kochanie... o wypadek łatwo.
— To idzie o ogród... drzewom podobno szkodzi dym. A trudno... Trzeba się obejść, gdy inaczej nie można... Jutro, panie Antoni robimy girlandy...
— Zawsze jestem na pani rozkazy...
— Aby tylko kochany Kominkiewicz nie skrewił...
— W czem?
— Obiecał dostarczyć gałązek dębowych i świeżej sośniny... całą furę tego przywieźć mają dziś przed wieczorem.
— Niech się pani uspokoi — Kominkiewicz jest słowny człowiek i do załatwienia wszelkich sprawunków jedyny...
— Tak — wtrąciła staruszka, — jest to bardzo dobry człowiek... Wprawdzie ma tę wadę, że się czasem upija, ale to mu należy wybaczyć...
Dotrzymał słowa — i znowuż przez cały wieczór wiliśmy wieńce i girlandy; następny wieczór zawieszaliśmy w ogrodzie owe festony i latarki, przy pomocy Kominkiewicza i pokojówki Maryni, a pod ogólnym nadzorem rejenta.
Nadszedł nareszcie uroczysty dzień urodzin panny Eufrozyny; ofiarowałem jej piękny bukiet, akrostych i poemat mojej kompozycyi; przyjęła
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
— 158 —