w pole. Dziadek trzymał Maciusia za rękę, a ten dreptał przy nim drobnym kroczkiem, niosąc kilkanaście powróseł na ramieniu.
I ten mały również udział w żniwach przyjmował i drobnemi rączkami usiłował ścięte zboże zgarniać. Stosunek między dziadkiem a wnuczkiem zawiązywał się coraz ściślej; chłopczyna podrastał a wyglądał jak bryś. Twarz jego pełną ożywiały duże, modre oczy, na czoło spadały włosy jasne i miękkie jak len. Po upływie trzech lat wnuczek samodzielnie pasał byczka, co prawda uwiązanego na sznurze, zapędzał gęsi i prosięta, a do koni aż mu się oczy śmiały. Najwyższa to była dla niego rozkosz, gdy dziadek posadził go na grzbiet starej spokojnej szkapy, którą do wody, do poblizkiej rzeczki prowadzał. Wtenczas wnuczek śmiał się donośnym głosem, krzyczał z uciechy, wymachiwał rękami, nie słuchając perswazyi dziadka, który mu tłómaczył, że koniowi nigdy dowierzać zanadto nie można.
Ale któż nie dowierza będąc dzieckiem?
W miarę jak chłopiec wzrastał, dziadek coraz bardziej przywiązywał się do niego; mógł z nim rozmawiać, wymieniać myśli, kształcić go po swojemu.
Dwa były główne przedmioty edukacyi Maciusia: religia i gospodarstwo rolne. W pierwszej z tych nauk, dziadzio miał się za bardzo biegłego. Człowiek silnej wiary, tej wiary gorącej, która, wedle orzeczenia Pisma Ś-go, góry przenosi; pilny słuchacz kazań a i czytelnik ksiąg
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —