w pelerynce czerwonej, postępującego przed księdzem i dzwoniącego zawzięcie. Dziękował Bogu, że mu pociechy tej dożyć pozwolił.
Po raz ostatni spotkałem Jaworka przed rokiem, zestarzał się jeszcze bardziej, pochylił jakby ciężarem niewidzialnym obarczony, na humorze stracił — poznać go było trudno.
Powszedni to dzień był, w lecie, rankiem, starowina z książką w ręku, do wsi kościelnej dreptał.
— Niech będzie pochwalony.
— Na wieki.
— Dokąd Pan Bóg prowadzi?
— Do domu swojego, na Mszę idę.
— Zdrowiście?
— Bóg zapłać, jak stary, skrzypię — i czekam.
— Na co?
— Na zawołanie Boskie.
— Smutni jakoś jesteście.
— A toć mówi się w psalmie: „Smutna jest dusza moja, aż do śmierci... zwiądłem jako siano i stałem się jako wróbel samotny na dachu”.
Przy tych słowach ciężko westchnął.
— Wam coś dolega?
— Nie, panie.
— Żadnego zmartwienia nie macie?
— A jakżeby? Chleb, chwalić Boga, jest, dzieci dobre, rola rodzi, klęski mijają...
— A przecież, jakoś tak wyglądacie jakby wam coś bardzo przykrego się stało? Powiedzcie szczerze.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —