Kochana Józia! Tak serdecznie zaprasza. wysiliła się biedaczka na list, zawierający tyle przekonywających argumentów, że niktby się im oprzeć nie był w stanie, a cóż dopiero wujaszek, ten wujaszek, który ją nosił na rękach, uczył mówić, zachwycał się jej dziecinnym szczebiotem...
Napisała list, a w jej wieku, z jej temperamentem żywym to nie łatwe zadanie. Myśli cisną się do głowy tłumnie, gonią się jak jaskółki, lub jak motyle barwne, jedna drugą prześciga, wyprzedza — a tymczasem pióro wlecze się po papierze powoli, czasem nawet zatrzymuje się zupełnie i — ani rusz! Myśl uciekła jak spłoszona, wyraz, który zdaje się, że wisiał na końcu pióra, zniknął, podział się gdzieś — przepadł... I wtenczas gładkie czoło dziewczęcia marszczy się, na różowych ustach usiada grymas.
Ech! kto to pisanie wymyślił! Dobre ono może dla starych panów, powolnych, ciężkich, mogących siedzieć na jednem miejscu, choćby przez cały dzień, jak kamienie...