znajduje się daleko poza murami Warszawy... Pociąg po gładkich szynach pędzi całą siłą pary, a przez otwarte okna wagonu napływa świeże, czyste, zdrowe powietrze, to znowu gryzący dym z komina parowozu. Natura darzy pierwszem, cywilizacya przypomina się drugiem.
Migają szybko przed oczami podróżnika pola pokryte bujnym zbożem, łąki, lasy, rzeczułki i strumienie, polne grusze co się rozsiadły na miedzach, wioski w zielonych wieńcach ogrodów, dwory, kościołki, miasteczka; pociąg w szalonym pędzie przecina przestrzeń — słońce zniża się — zachodzi, zapada mrok, po nim noc gwiaździsta a nad wagonami wije się wąż ognisty z milionów czerwonych iskier złożony. Wreszcie jest upragniona stacya wśród lasu, konie czekają, jeszcze dwie godziny, a piękna siostrzenica wybiegnie na przywitanie wujaszka.
Z daleka widać dworek, widać go pomimo ciemności nocnych, gdyż we wszystkich oknach jaśnieje światło i rzuca blade smugi na krzaki bzów i jaśminów, tworzące klomby na dziedzińcu.
Wojciech zwraca konie w aleję lipową, zręcznie objeżdża gazon obłożony białymi kamieniami i zatrzymuje konie przed gankiem. Powitaniom niema końca, wreszcie gość wprowadzony zostaje do pokoju... Józia szczebiocze wesoło; ojciec jej o nowiny polityczne pyta, matka ciekawa co się w Warszawie dzieje.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —