— Bywa zawsze, lecz mama czeka; właśnie przysłała mnie, abym poprosiła wujaszka na dół No, proszę, pomogę zejść ze schodów
Skończyło się śniadanie. Ojciec poszedł w pole, matka do swoich zatrudnień, Józia zaś zaprowadziła wujaszka do altanki.
— Oto — rzekła — jest, to ciche schronienie jest stół, fotel, papier, atrament, pióra, wszystko przygotowałam. Dzikie wino nie dopuszcza słońca i daje upragniony chłód, a teraz niech wujaszek siada i pisze ile tylko chce i o czem chce.
— Dobrze kochanie, napiszę...
— Co?
— „Historyę pary zagniewanej.”
— O nie, nie.
— A więc obrazek pod tytułem: „Pogodzeni.”
— To jeszcze niewiadomo. Nie trzeba łowić ryb przed niewodem.
— A więc, ale to już stanowczo: „O Józi kapryśnicy ksiąg siedmioro, z prologiem i epilogiem”.
— Po co straszyć, kiedy wujaszek tego nie zrobi...
— Takaś pewna?
— Jak najpewniejsza, do widzenia wujaszku, uciekam, nie przeszkadzam. Obiad za trzy godziny, przyjdę po wujaszka. Czy przez trzy godziny można dużo napisać?.
— Jak czasem.
— W takiej ciszy, to chyba bardzo dużo. Do widzenia, do widzenia.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
— 33 —