Altanka rzeczywiście była bardzo przyjemna. Gęste festony dzikiego wina dawały cień i chłód, wietrzyk trącał je zlekka — głos żaden nie dochodził i zdawało się, że panuje w niej bezwzględna cisza, w której można skupić myśli, zagłębić się w nie i snuć z nich przędzę słowa spokojnie, bez przeszkody.
Cisza! rozkoszny wyraz; cisza — marzenie piszących — jest nareszcie.
Wujaszek uszczęśliwiony zapalił cygaro i pochylił się nad papierem. Żeby to mieć taką altankę w mieście.
Napisał kilka zdań. Wtem nagle zdało mu się, że u samego wejścia do altanki, gałązka drzewa poruszyła się i że ktoś go woła. Podniósł głowę i patrzy. Drobny szary ptaszek usiadł na gałązce, buja się na niej, przekrzywia główkę, przygląda się jednem czarnem oczkiem i świergocze, jak gdyby chciał zapytać: — Co ty tam robisz człowieku, dlaczego pochylasz głowę nad stołem, czego szukasz, co cię zajmuje? Dlaczego ukrywasz się w cieniu, wówczas kiedy słońce świeci, kiedy „cały świat” śpiewa, goni się, weseli, znosi pożywienie do gniazd dla maleńkich piskląt?.
Masz racyę, ptaszyno, twój „cały świat” śpiewa i weseli się... buja w jasnem przestworzu, kąpie się w słonecznych promieniach... masz słuszność, mały ptaszku.
To znowuż żółta wilga usiadła na wiśni, dziobie soczyste owoce, pewna, że jej to ujdzie
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —