Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

minut, już z ospałego chrabąszcza niema ani śladu, a jego mordercy, nasyceni chwilowo, weseli, siedzą na gałęzi i ocierają dzioby o jej chropowatą korę.
Istny dramat...
Józia zostawiła na stole kilka róż świeżo zerwanych... i oto do altanki wpadają trzy pszczoły. Już usiadły na nich, już zbierają skrzętnie drobniutki, okiem niedostrzeżony pyłek, już ładują go na siebie i obciążone łupem zabierają się do odlotu; gdy oto śmiertelna ich nieprzyjaciółka wysmukła osa wpada i zaczyna się bój w powietrzu, bój niebezpieczny dla człowieka. To też wujaszek zrywa się z krzesła, macha chustką, okulary spadają mu z nosa...
Komiczny jest człowiek w walce z takim drobiazgiem, jak mała pszczółka, lub osa ale walczyć musi, jeżeli chce nos od bólu i spuchnięcia ocalić.
Uf! zwyciężył nareszcie, plac boju przy nim pozostał. Może teraz obetrzeć spocone czoło — i pisać dalej... o czem? Ano, choćby o wielkiej sile i potędze człowieka, który przywłaszczył sobie tytuł króla stworzenia. Pod stołem coś brzęczy. To wielki, gruby szerszeń, kosmaty, jaśniejący złotemi pręgami na tle czarnem, groźny... no, przecież pofrunął sobie!
W tej cichej altance niema ciszy. Brzęk w dole, brzęk w górze, pierwszy jakby zwycięzki, tryumfujący, brzęk szerszenia, drugi smutny, pełen rozpaczliwej trwogi. To mucha uwikłała