ciszy, jeżeli się strachów nie boi. Nie boi się wujaszek?
— Co znowuż.
— Więc dobrze, zgoda?
— I owszem.
— Ale dopiero jak on odjedzie, potem niech wujaszek pisze choćby do świtu...
— Dobrze.
Miło jest patrzeć na obraz rodzinnego szczęścia. Dwoje ludzi, już blizkich zachodu, o posiwiałych skroniach, z czułością i dumą zarazem spogląda na swoją jedynaczkę, która niedługo już, niby ptaszę z gniazda z pod rodzicielskich skrzydeł wyleci i własne sobie gniazdko uwije. Może przykro będzie, z początku zwłaszcza, pogodzić się z tą myślą, ale przecież Józia będzie szczęśliwa, dostaje dobrego towarzysza. Z jednej i tej samej sfery pochodzą, jednakową bardzo małą skalę wymagań mają, nie żywią w sercach niemożliwych do urzeczywistnienia pożądań — kochają się — więc są blizcy szczęścia. To też ci starsi, u zachodu życia będący, z otuchą spoglądają na młodych, którym słońce życia wschodzić dopiero zaczyna, a wszyscy czworo stanowią wdzięczny temat do rodzajowego obrazka, trzymanego w łagodnych ciepłych tonach.
Północ uderza, młody człowiek zabiera się do odjazdu. Józia posmutniała.
Pojechał.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —