dzieciak wątły, chorowity i uparty, nie miałem towarzyszów; częstokroć, usiadłszy w kącie, myślałem o różnych rzeczach godzinami całemi, aż do zawrotu głowy... Wujenka chwaliła mnie wówczas, mówiąc, że jestem grzeczny i nie dokazuję, a stary doktor twierdził, że wyrosnę na człowieka poważnego, o temperamencie flegmatycznym, o ile nie staną temu na przeszkodzie złe humory...
Pewnego dnia po południu, wujenka wyszła, służąca pracowała w ogrodzie, byłem samotny w mieszkaniu. Z nudów wziąłem do ręki książkę i natrafiłem na wierszowany opis burzy w lesie. W jednej chwili książka znalazła się na pulpicie, a ja przy fortepianie. Nareszcie, pomyślałem sobie, teraz się dowiem i przekonam jak jest. Niepodobna, żeby instrument, mogący wydawać tyle różnorodnych dźwięków, nie przydał się do przedstawienia — burzy. A ja widziałem prawdziwą burzę i w prawdziwym lesie, gdy mnie po śmierci rodziców odwożono do wujenki, widziałem i zapamiętałem doskonale wszystkie jej momenta. Zacząłem naprzód wiersze czytać, następnie je śpiewać, a jednocześnie starałem się, uderzając w klawisze, naśladować szum wiatru, plusk deszczu i oddalony odgłos grzmotów. Niezmiernie mi się to podobało, byłem najmocniej przekonany, że robię prawdziwą burzę. Szum się wzmaga, deszcz już nie pluska, nie pada kropelkami, ale niby gradem kamyków łomocze po twardych liściach dębowych, grzmi coraz silniej, uderza
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —