Bezduszny, martwy aparat odtworzy z dokładnością drobiazgową wszystkie fałdy sukni, najdrobniejszy deseń koronkowej zarzutki, ale nie uchwyci i nie odda blasku źrenic, uśmiechu, nie odtworzy tej siły magnetycznej, która przyciąga do oryginału.
Ostatecznie wszyscy znajomi zgadzają się na to, że ta fotografia zła nie jest i niby tak. Taka sama twarz, takiż nosek cokolwiek zadarty, grzywka nad czołem, bródka zaokrąglona, drobne ładnie zarysowane usta, ale do oryginału jej daleko.
Niezawodnie podczas fotografowania sprawiało pannie Teofili pewien kłopot wielkie, szklane oko maszyny, uparcie w nią wpatrzone, żenował ją też zapewne i sam fotograf, zalecający zachowanie się spokojne.
Zabawny człowiek! On sobie wyobraża, że to bagatela siedzieć przez pół minuty nieruchomo, z oczami utkwionemi w jeden punkt, nie zmieniając ani wyrazu twarzy, ani uśmiechu. Zdaje mu się, że to nic!
Taką sztukę potrafiłby zapewne wykonać wujaszek Marceli, poważny rachmistrz i kasyer fabryki odlewów metalowych, albo też ciotka Weronika, mająca sklepik norymberski na Hożej ulicy. Chociaż i za ciotkę ręczyć nie można, ta bowiem co chwila czegoś zapomina i co moment coś sobie przypomina, przez co twarz jej jest w nieustannym ruchu; maluje się na niej to obawa i zakłopotanie, to znowuż radość. Przytem
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.
— 68 —