ciotka Weronika nieustannie mówi i ma taki zwyczaj, że myśli swe wyraża nie tylko za pomocą głosu, ale i przez nader żwawą gestykulacyę, więc nie wiadomo czyby się fotografia udać mogła.
Panna Teofila bo przemogła się, musiała to uczynić dla bardzo wielu przyczyn. Portrecik jej pragnęli mieć rodzice, wuj Marceli, ciotka Weronika, no... i ten pan się przymawiał. Niepodobna było odmówić. Oprócz tego i sama chciała mieć swój wizerunek.
Przyjaciółki jej i rówieśniczki: Józia, Stefcia, Helenka, fotografowały się już kilkakrotnie a jej tak jakoś schodziło, że jeszcze ani razu nie miała tej przyjemności. A rzeczywiście to jest przyjemność, zwłaszcza, gdy fotografia dobra. Figuruje w albumach, znajomi oglądają, nieznajomi zapytują: „kto jest ta śliczna, młoda osoba?” przyjaciółki zaś zazdroszczą.
Nic nie szkodzi, od tego jest przyjaźń.
Było z owem fotografowaniem się nie mało kłopotu, przez kilka dni panna Teofila nie mogła się namyśleć jak należy się ubrać; nie zasięgała rady przyjaciółek, bo w takim ważnym wypadku żadna nie odpowie szczerze, i słusznie można się obawiać podstępu, nie pytała o zdanie matki, ta albowiem była bardzo zajęta i nie odznaczała się wyrobionym gustem, trzeba się było udać o pomoc do ciotki Weroniki.
Ta przecież powinna się znać. Panie nabywające w jej sklepie woalki, wstążki, wstawki
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —