o zapisie, może jednak zrobić głupstwo i ożenić się, ciotka nie popełni podobnej niedorzeczności; jest uczciwą wdową i taką pozostanie aż do śmierci. Wobec tego, niech tylko młodzi myślą, a będzie im dobrze jak w niebie.
Panna Teofila i bez zachęty ze strony ciotki, trochę myślała, pan Ignacy zaś myślał dużo.
Przyszedłszy do swego kawalerskiego mieszkanka, usiadł na krześle, oparł ręce na stole, głowę na rękach i zadumał się głęboko. Po chwili wziął ołówek i zaczął nim kreślić po papierze jakieś znaczki, cyfry, dodawał, odejmował, przekreślał, tarł czoło rękami i widocznie nie był zadowolony.
Wstał, przeszedł kilkakrotnie po swoim maleńkim pokoju, rzucił okiem na fotografię panny Teofili, uśmiechnął się, poczem spojrzał w lustro.
— Nie — rzekł półgłosem, — to się musi skończyć. Zdrowie tracę, mizerny jestem, za wiele myślę, za wiele marzę, to szkodzi.
Zarzucił palto na ramiona, wziął kapelusz, laskę i wyszedł.
Był wieczór sierpniowy, zegar na Obserwatoryum astronomicznem wskazywał godzinę ósmą; do ogrodu Botanicznego, do Łazienek, płynęła fala ludzi spragnionych ochłodzenia, powietrza, widoku świeżej zieleni.