— O kim mówicie? — spytał ojciec.
— O Ignacym.
— Jest też o kim wspominać! — rzekła panna Fila. — Nie przyszedł, to nie przyszedł. Mogę mamę zapewnić, że ani trzęsienia ziemi z tego powodu nie będzie, ani świat się nie skończy. Chodźmy do domu mamo, takie nudy w tych Łazienkach, takie nudy!
— Co też ty dziecko mówisz? Czy jest piękniejsze miejsce na świecie?
— Co pięknego, moja mamo, trawa, woda, drzewa... wielka osobliwość!
— Panna nie w humorze — rzekł pan Ludwik, — ale niema racyi się gniewać. Teraz przypominam sobie: Ignacy nie mógł dziś tu przyjść, dla tej prostej racyi, że go w Warszawie niema.
— Wyjechał?!
— Tak jest.
— Czy mówił co ojcu o tym zamiarze?
— Mnie nic, ale spotkałem dziś na ulicy jego zwierzchnika i ten mi wspominał. Chwalił go przytem, bardzo chwalił.
— Proszę!
— Tak, tak; mówił, że bardzo pracowity, pilny, zdolny i że, jak dwa razy dwa cztery, awans go nie minie. Dziś już ma ośmset rubli pensyi, po Nowym Roku dojdzie do tysiąca. A co, panno Teofilo, dzielny chłopak?!
— Cóż mnie to obchodzi? — odrzekła, wzruszając ramionami.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —