— Uważasz Joasiu, ona mówi, że ją to nic nie obchodzi, a jestem przekonany, że się ucieszyła niezmiernie. Taki awans, to nie żarty. Czy panna wie, że Ignacy może z czasem zostać dyrektorem biura, prawą ręką prezesa i głównego akcyonaryusza towarzystwa, że może zajść daleko, bardzo daleko...
— Niech sobie idzie dokąd chce, a my śpieszmy do domu. Jest już chłodno.
— Dziś chłodno!
— To jest... no tak, omyliłam się, jest gorąco i pić mi się chce.
— No, to chodźmy.
Pan Ludwik powstał z ławki, podał rękę żonie i wszystko troje opuścili ogród.
Panna Teofila odpięła różę od gorsu i nerwowym ruchem poskubała ją na kawałki. Bladoróżowe płatki pięknego kwiatu posypały się na ziemię.
Przy bramie ogrodu Botanicznego, stał, jakby oczekując umyślnie, pan Ignacy.
— Dobry wieczór państwu — rzekł.
— A jest zguba! — zawołał pan Ludwik, — myślałem, że się już nie zobaczymy.
— Ja to nic nie myślałam — zaprotestowała panna Teofila.
— Podobno wyjeżdżałeś, panie Ignacy.
Młody człowiek zmięszał się.
— Skąd pan wie? — zapytał.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —