Właśnie przechodzili obok latarni ulicznej, przeto żywy rumieniec, który nagle na twarzy panny Teofili wykwitnął, nie mógł się ukryć przed wzrokiem młodego człowieka.
— Czy mi już pani przebaczyła? — szepnął przytulając silniej jej rękę do siebie. — Ja nie wiem, com właściwie zawinił, ale przepraszam stokrotnie, obiecuję poprawę z całego serca, tylko niech się pani nie gniewa. No jakże?
— Ja nic nie mówię.
— Jak mam to milczenie rozumieć?
— Jak się panu podoba. Dlaczego mi pan nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz?
— Bo mi niespodziewanie podróż wypadła.
— Same niespodzianki... i dokąd to pan odbywałeś wędrówkę?
— Bardzo niedaleko.
— Tak samo odpowiedziałeś pan przed chwilą memu ojcu, ale ja nie jestem mocna w geografii i przyznam się ze wstydem, że nie wiem w której stronie świata leży miasto, czy wieś Niedaleko. Takiej ignorantce jak ja, należy się bliższe wyjaśnienie.
— Co pani po tej wiadomości?
— Właściwie nic, ale kto żąda przebaczenia, musi być szczerym.
— A więc będę nim. Jeździłem do Siedlec.
— A po co?
— W pewnej sprawie... w sprawie majątkowej.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.
— 88 —