Strona:Klemens Junosza - Wnuczka.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed laty nawet wzięła na wychowanie jednego z pupilów szpitala Dzieciątka Jezus i byłaby go z pewnością wychowała jak własnego syna, gdyby nie to, iż krnąbrny pupil stłukł okulary i wypił pół butelki malinowego soku. W obec takiego zamanifestowania złych skłonności duszy tak młodej jeszcze, zacna matrona oddała dzieciaka dla dalszego kształcenia niejakiemu panu Jacentemu Przyszczypce, szewcowi z profesji i pijakowi z powołania, sądząc że jak czart przez egzorcyzm, tak złe skłonności przez pocięgiel z duszy człowieka wypędzonemi być mogą.
Niezbadaną jest księga przeznaczeń. Gdyby Józio-sierota nie pijał soku i nie miał brzydkiego zwyczaju tłuczenia okularów, byłby: 1-o ukończył kosztem babci szkoły i uniwersytet, 2-o byłby został lekarzem, 3-o byłby osiadł na praktyce w Kocku lub Łysobykach i byłby się ożenił z córką aptekarza, nota bene jeżeli aptekarzowie w Kocku i Łysobykach mają córki...
Przeznaczenie chciało inaczej. Stłuczone okulary sprawiły, iż młodzieniec najpiękniejszych nadziei pełen, został przedewszystkiem terminatorem szewckim, wyemigrowawszy zaś z warsztatu, puścił wodze gorącej naturze artystycznej i stał się kataryniarzem.
Przekonał się jednak niebawem, że chleb artysty nie jest tak smaczny, jakby się wydawało z pozoru, bowiem piaskarze, druciarczyki i obiboki wszelkiego rodzaju napawali się darmo huczną melodją rzewnego instrumentu, a nie było magnatów coby rzucać chcieli trojaki w wytartą czapkę wirtuoza...
Józio zerwał stanowczo z idealizmem i katarynką i z artysty stał się złodziejem. Następnie ze złodzieja uczyniono go czasowym mieszkańcem Pawiaka, a z tej ostatniej posady przeniesiono go jako szeregowca do rot aresztanckich w fortecy, koszt wybudowania której znanym jest tylko panu Bogu i generałowi X.
Co się dalej stało z Józiem, niewiadomo, to wszakże jest pewnikiem, że na trzeci dzień po zainstalowaniu Józia u szewca, śledztwo domowe wykryło, że okulary stłukła panna Ludwika, sok zaś wypitym został przez niejaką Jagusię, specjalistkę od ścierania kurzów i pokazywania białych zębów, osobę zresztą młodą, uczuciową i opatrzoną w najchlubniejsze świadectwa z pełnienia w kilku domach obowiązków panny do wszystkiego.
Babcia płakała nad losem Józia, ale wyroki jej bywały zwykle stanowcze, niecofnione i można było łagodzić je tylko na drodze łaski, lecz wychowaniec szpitala dzieciątka Jezus nigdy w życiu o żadnych łaskach nie słyszał i skutkiem tego rzeczonego środka użyć nie umiał.
Zresztą nie ma czego rozpaczać, jeden złodziej więcej, jeden porządny człowiek mniej, nie czynią jeszcze rażących zmian w statystyce moralności Drobischa, ani też nie wywierają wpływu na bieg interesów przemysłowych w ogóle i ruchu dziennikarskiego w szczególności...
Historją Józia napisaliśmy tutaj jedynie dlatego, ażeby przekonać świat i ludzi, że babcia miała najzupełniejszą słuszność wyrzec się raz na zawsze przyjmowania do domu wszelkiego rodzaju sierot i biednych dzieci, gdyż istoty te mają najgorsze skłonności i są niewdzięczne... Wypijają soki, tłuką okulary i czynią inne rzeczy szpetne o których rozpisuje się szeroko dzieło znane pod tytułem kodeksu kar głównych i poprawczych.
— Kużdy któremu zrobiłam dobrze, mówiła pani Zagwoździńska, odpłacał mi czarną niewdzięczno-