Strona:Klemens Junosza - Wnuczka.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

ścią, ludzie są źli... bardzo źli, moja Ludwisiu bardzo... bardzo...
Przy tych słowach głowa babci trzęsła się jak w febrze, przenikliwe oczki patrzyły w sufit, a szlarki na czepcu poruszały się jakby wiatr na nie dmuchał...
Zerwawszy z filantropją w ten sposób pojmowaną, zacna matrona otworzyła tamy swego serca i wezbrane potoki uczuć zlała na jasnowłosą główkę panny Ludwiki, ukochanej wnuczki i domyślnej spadkobierczyni całego majątku...
Majątek ów szczegółowo opisany w księgach hypotecznych miasta Warszawy, składał się z kamienicy dwupiętrowej na Krakowskiem-Przedmieściu, tudzież z placu pustego przy ulicy Dobrej, ciągnącego się aż do Wisły...
Te wszystkie dobra ziemskie, nie licząc błogosławieństwa nabożnej babci, oraz gotowizny; te wszystkie dobra, powiadam, spaść miały na jasnowłosą główkę panny Ludwiki...
Pozwolę sobie zaznaczyć w tem miejscu dość osobliwe zjawisko: jeżeli komuś przechodzącemu przez ulicę spada na głowę cegła, to ten ktoś czuje się bardzo nieszczęśliwym i idzie do lecznicy, gdzie za umiarkowane wynagrodzenie przylepiają plastry, oraz reperują uszkodzenia cielesne. Przeciwnie gdy na kogo spada kamienica, plac pusty, lub dobra ziemskie z łąkami, lasami, polami, stawami i zabudowaniami folwarcznemi, to ów ktoś raduje się niesłychanym sposobem, każe się tytułować Jaśnie wielmożnym i sam nie wie co ma czynić z uciechy.
Wszakże od medytacji tchnących melancholją przejdźmy do pokoju babci tchnącego kamforą, oraz do gabineciku panny Ludwiki, roznoszącego przyjemną woń paczuli.
Niech melancholja, paczula i kamfora będzie tłem, na którem zarysuje się sylwetka tych dwóch dam, oraz pewnego dorodnego młodzieńca; z tych dwóch sylwetek przy odpowiednich sytuacyach dramatycznych wytworzy się romans, a z tego romansu zaś wytworzy się prawdopodobnie wieniec z bobkowych liści dla autora. Zresztą ta ostatnia ewentualność mało nas obchodzi, będzie to grzech potomności; a cóż jest owa potomność? jeżeli czego od nas nie weźmie... to nie da nam nic zupełnie... Mniejsza o nią.
Melancholjo! paczulo i kamforo! śliczne tła mego obrazka, jakże wdzięczne jesteście, niby trzy gracje zamieszkałyście dom na Krakowskiem-Przedmieściu i miłą wonią swoją otaczacie siwą głowę babki i jasnowłosego cherubinka zwanego panną Ludwiką.
Babcia czytywała i wnuczka także, były to więc dwie literatki, w dziełach które studjowały wybijał się pewien wprost przeciwny kierunek. Babcia czytała Tomasza à Kempis o naśladowaniu Chrystusa, wnuczka zaś zatapiała się w Büchnera „sile i materji,“ a jednak moralny wpływ tych dzieł na wnuczkę i Babcię był zupełnie jednakowy.
Może to się komu wyda dziwnem, w gruncie jednak jest to zjawisko zupełnie naturalne. Obie panie nic a nic nie rozumiały dzieł które czytały, ztąd też św. Tomasz wywierał taki sam wpływ na babkę jak bezbożny Büchner na wnuczkę. O czem wreszcie tudzież o niektórych innych rzeczach, powiedzianem będzie obszerniej w drugim tomie niniejszego romansu.

Koniec tomu pierwszego.