Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

nia sporo, że teraz wygląda jak po gradzie. Dobrze, że fornale nasi z wozami byli blizko — posiadali żywo na konie, złapali onego szkodnika i przyprowadziliśmy go tutaj.

Atanazy.

Ależ gdzie pan Karol?

Sabina.

Na Boga! Z konia spadł!... Może się zabił? Mówże...

Ewa.

No, czemuż stoisz jak słup?... Słyszysz, że cię pytają...

Anna.

Mój człowieku, nie trzymaj nas w niepewności... jesteśmy tak niespokojni.

Jacek.

Oj, zaraz... Tak mnie te psie dusze fornale zmordowały, że tchnąć nie mogę. Ich pięciu, a ja jeden, — alem ich też zeprał godnie.

SCENA VIII.
Ciż — Katarzyna.
Katarzyna (wbiega zadyszana).

Ola Boga! ola Boga! toż rozbój! Goniłam... krzyczałam: „stójcie, zbóje!... to nasz Jacek... Jacek... nasz Jacek z Kozich-dołków...“ — a te zbereźniki, te obwiesie, te zbóje nic, jeno go kudłały i miętosiły, że mało duch z chłopa nie wyszedł.