Jezus, Marya!
A to, od czasu do czasu...
Ładny wyścig!... Tak stracić 2,000 rubli i medal — to głupstwo jest!
Oszukaństwo jest, szwindel.
No, kończ-że, kończ!
Ano kończę. Ludzie zbaranieli, jam zgłupiał... Wiatr się obrócił, buchnęło mi czarnym dymem prosto w ślepie — nie widziałem nic, może przez pacierz, może przez dwa. Dopiero jak trochę się rozeszło, patrzę: pan się zsuwa po dachu, czarny cały, babę trzyma pod pachy... spuścił ją na dół... ludzie pochwycili... a sam skiknął na ziemię. I zaraz, ledwie że zdążył skoczyć, jak ci płomień buchnie; pułap przepalony się zapadł, rzygnęło iskrami jak z piekła... że zaś ich sporo padło na łeb Wielgiemu Szlomie, jak się szarpnie, jak wierzgnie, wyrwał się — tylem go i widział! Dżgnąłem Cygana ostrogami i pognałem za Szlomą. Byłbym go tu schwytał, żeby nie te zbójce, psie portrety, co mnie złapali... Teraz wszystko prze-