Ta strona została skorygowana.
Ewa.
A to łajdak!
Katarzyna.
Juści, że łajdak.
Sabina.
Co się dziwić? pies jak pies, on edukacyi nie ma, na pensyę nie chodził.
Ewa.
Zapewne, może go siostrunia jeszcze za to pogłaszcze. (Do Katarzyny). I cóż się z tą pieczenią ostatecznie stało — zjadł pies, czy nie?
Katarzyna.
Niewiadomo. Kucharz się za nim do tej pory ugania, ale pies nie głupi. Co mu kto zrobi? Złapał, to złapał, a choć go Onufry...
Sabina.
Byle mu tylko nie zaszkodziło.
Katarzyna.
I... proszę pani, co mu ma zaszkodzić... Chłopisko zdrów jak krzemień.
Sabina.
Ależ ja o Zagraju mówię — toż rozchorować się może.
Ewa.
Dajże, siostro, pokój z temi czułościami — dla psa. Co do mnie, kazałabym go zastrzelić bez apelacyi.
Sabina.
Ach, nie mów tak... to okropne!