Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
Sabina.

A, rozumie się, siostruniu, że „więc;“ i gdybym znalazła człowieka, któryby mnie zrozumiał, to...

Ewa.

No, no, nie wiedziałam — ale ponieważ, jak sądzę, takiego człowieka jeszcze nie upatrzyłaś, więc mówmy o Karolu, czyli o Puciu, jak go pieszczotliwie nazywasz. Bardzo pragnę, żeby się ożenił, żeby go żona wzięła w kluby i żeby posagiem swym podniosła dość smutny stan finansowy Kozich-dołków. To dla nas samych kwestya bardzo ważna.

Sabina.

Dla nas... oczywiście, siostruniu — duszko — przecież my tak naszego Pucia kochamy.

Ewa.

A niezależnie od tego, mamy na Kozich-dołkach sumę, stanowiącą cały nasz majątek. Jeżeli się Karol nie ożeni w krótkim czasie i posagu nie weźmie — to może być źle.

Sabina.

W jakim sensie to, siostruniu — duszko, rozumiesz?

Ewa.

W takim, że jak Karol długów nie zapłaci... to za jakiś czas Kozie-dołki wystawione zostaną na sprzedaż, nasza suma spadnie, a my pójdziemy na grzyby.