Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/18

Ta strona została skorygowana.
Ewa.

Może koguta, albo kaczkę.

Onufry.

Podług mojej głupiej kompetencyi, jest w owczarni baran trochę mdły. Owczarz mówił, że już niema dla niego innego lekarstwa, tylko, żeby go niby zarżnąć... Jak pani każe?...

Sabina.

Po co? na co? Onufryby tylko zabijał — słuchać o tem nie mogę.

Ewa.

Może pachciarz ma mięso. Właśnie posłałam Katarzynę. Zdaje się, że już wraca.

Katarzyna (wchodzi).

Proszę pani, Uszer powiedział, że nie ma ani odrobiny, ale obiecał, że na wieczór się postara. Podobno na kolonii u Niemca krowa nogę złamała, i już się do niej żydy zlatują, to i mięso będzie. I gazety, proszę pani, pachciarz oddał. Oto są... (Kładzie na stole paczkę gazet).

Onufry.

Już inaczej, podług mojej głupiej kompetencyi, nie może być, tylko ten baran. Oglądałem go — chudy, bo chudy... ale skoro niema nic inszego, musi być i taki.

Ewa.

Niech więc tak będzie. Nie mamy wyboru.

Sabina (patrząc na Onufrego, n. s.).

Tygrys krwiożerczy! (Za sceną słychać trzaskanie z bicza).