Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/25

Ta strona została skorygowana.
Sabina.

To dobry znak.

Atanazy.

Od czasu do czasu bywa i nie dobry.

Karol.

Wchodzimy i zaraz do rzeczy. Ja do panny, stryjaszek do ojca. Wyznałem moje uczucia. Jest to trochę subiekcyonalne, ale ponieważ inaczej nie można... więc wyznałem. Od słowa do słowa, wyklarowało się wszystko... panna wystąpiła z perorą.

Sabina.

O, po takiej emancypantce wszystkiego można się spodziewać!

Atanazy.

To jednak było, od czasu do czasu, że tak powiem, nie głupie — prawda, Karolu?

Karol.

Zapewne. Powiada: „Ja przeciw panu nic nie mam, owszem, jesteś dla mnie sympatyczny, ale nie zostanę pańską żoną, teraz przynajmniej. Trzeba na to zasłużyć.“

Sabina.

Zasłużyć... patrzcie, jak się droży. Taki śliczny chłopiec i jeszcze musi się zasługiwać.

Ewa.

Nie przerywaj, Sabinko.

Karol.

Tak, ciociu, prawiła kazanie jak z książki... „Pan — mówi — jesteś młody człowiek, przed