Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

nych pań przekąsiłem cokolwiek, ale przekąsić to nie znaczy jeść.

Ewa.

Za kwadrans najdalej podadzą obiad.

Atanazy.

To ślicznie, pani dobrodziejko. Aha! są gazety (bierze gazety ze stołu). Dobrze jest wiedzieć, co się dzieje w święcie. Obaczymy. (Siada i zaczyna czytać).

Karol (chodząc po pokoju w zamyśleniu, d. s.).

Czem ja się odznaczę?... czem ja się odznaczę?

Sabina (również chodząc, n. s.).

Czem się ten biedny Pucio odznaczy?

Ewa (j. w.).

Czemby się ten chłopiec mógł odznaczyć?

Atanazy (czyta).

Berlin krótki... Wiedeń długi... Kto ich tam zrozumie!... Z handlu zbożowego: pszenica spokojnie, groch wyczekująco, jęczmień ospale... Kiedyż, u dyabła, skończy się ta ospałość, spokojność i wyczekiwanie?

(Sabina i Karol, chodzący po scenie, wpadają na siebie).
Sabina.

Ach!

Karol.

Cioteczko najdroższa, przepraszam za moją nieuwagę, ale panna klina mi w głowę zabiła, tak, że myśli zebrać nie mogę.