żeby Karolek wynalazł coś nowego w dziedzinie agronomii.
Kochana ciociu, na tej drodze doszedłem już do szczytu... doprawdy; skoro potrafiłem z Plajtermana wydobyć przeszłego roku 300 rubli, to już do wyższych rezultatów nie dojdę... chociaż Andzię kocham szalenie.
O wynalazkach nie mówmy, bo chłopak widocznie nie ma do nich szczęścia. Ameryki już nie odkryje, gdyż mu ją z przed nosa porwał Kolumb; prochu nie wynajdzie, gdyż zrobił to Szwarc i, jak mówią od czasu do czasu — Chińczycy; nie wymyśli fonografu, dzięki intrygom Edisona; nie sprowadzi nawet Eusapii, bo już była sprowadzana i straciła urok nowości.
Więc cóż nareszcie ten chłopak ma zrobić?
Tak — co to biedne dziecko ma zrobić?
Niech pomyśli... może przecie co znajdzie.
Cioteczki myślą, że ja nie mam chęci do pracy... Mam, a zwłaszcza, aby się przypodobać Andzi, pracowałbym jak parobek, choćby tu, w Kozich-dołkach... ale taka praca nie od-