Strona:Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu/46

Ta strona została skorygowana.
Jacek (zeskakuje z kobylicy i upada).

Et, niechże cię!... bez ciebie o mało zębów sobie nie powybijałem.

Katarzyna.

Jacuś!

Jacek.

Ale — Jacuś! Trzeba ci wiedzieć, że tera ja nie Jacuś, jeno Dżon... Takie przykazanie, i dość.

Katarzyna.

Cudaki ty różne wyrabiasz i sam nie wiesz, co pleciesz. Jackiem zawdy byłeś i Jackiem ostaniesz. Nie wydziwaj-no, tylko chodź... przyniosłam ci oto kromeczkę chleba i jeszcze innego pożywienia. Chodźże i bierz.

Jacek.

Oj, Kasiu, Kasiu! dobra z ciebie dziewucha... Daj gęby!

Katarzyna.

A juści... bez płot! Jeszczeby kto obaczył i dopiero byłoby gadania. Oto lepiej naści i jedz, zanim kto ode dwora nie nadejdzie. (Podaje mu koszyk przez płot).

Jacek (biorąc koszyk).

Tęgo wyładowany! Pójdź-że i sama, bo bez ciebie ani kawałeczka do gęby nie włożę. No, chodź, Kasiu!... o, tu zaraz przełazek jest — chodź, pomogę ci.