Oj, Jacuś, Jacuś!... jakżeś się ty zmizerował!... jeszcze jaki tydzień, a jeno skóra i gnaty z ciebie zostaną... jedz-że, jedz!
Nie wolno.
A juści — będziesz słuchał, czy wolno, czy nie wolno, — a pewnie głodny jesteś jak wilczysko.
Oj, głodny, głodny, Kasiuniu! i nie tylko to jadło, które mi przyniosłaś, ale i ciebie samąbym zjadł — choćbym się może szmatami udławił.
Widzisz go! mnieby zjadł, a jeno! No, nie marudź — pożywiaj się, póki kto nie nadejdzie.
Ty na mnie zawsze wydziwiasz, a ja wszystko dla ciebie znoszę — wedle ożenku, — nazywam się po cudacku, ubieram się po cudacku, tłukę się to na koniach, to na tem oto drewnie, ganiam w kocu, póki jeno tchu starczy... głodzę się oto, — bo dziedzic obiecał, że jak się będę dobrze sprawował, to mi da one kilka zagonków pod lasem.
A mnie panna Sabina obiecała krówsko.