— Mateczko — rzekł pan Jan — dowiaduję tu się różnych rzeczy o naszym księdzu Andrzeju.. a mama nic mi o nim nie mówiła.
— Moje dziecko, niech mu Bóg da jaknajdłuższe lata, to człowiek, który dużo dobrego czyni. Znajdziesz sam sposobność przekonania się o tem. Co robi siostrzyczka, panie Stanisławie? — zapytała sędzina gościa.
— Marcia, pani sędzino, jak zwykle, gospodaruje w swoim zakresie; wyrabia różne dziwy z masłem i serami, które ma podobno posłać do Afryki.
— Żartujesz pan z siostry.
— Wypsuła mi cały zapas desek na ule, tak, że już do ogrodu nie wychodzę z obawy o całość nosa; no i zajmuje się chłopskiemi dziećmi, których zawsze pełno koło niej.
— A mówiłeś pan, że cierpiąca...
— O! to jej nic nie przeszkadza, tembardziej, że wynalazła teraz nowy rodzaj zabawki.
— Cóż takiego?
— Przypomniało jej się, że niegdyś w Warszawie uczyła się robienia koronek...
— Więc uczy?
— Tak... i wynalazła nawet jakąś Frankę, która podobno ma niezwykłe po temu zdolności.
— To wybornie!
— Czy wybornie nie wiem, ale to rzecz niewątpliwa, że nigdy się z moją siostrą dogadać nie mogę. Chciałbym z nią porozmawiać, gdzie tam! panna Marta jest w oborze; panna Marta poszła do chorej baby, która się przepiła na odpuście; panna Marta pokazuje
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/101
Ta strona została skorygowana.