France nowy deseń, panna Marta uczy jakiegoś Mikołajka czytać; słowem jest dla wszystkich zawsze, ale dla mnie bardzo rzadko.
— Nie zrzędź pan — rzekła sędzina — powinieneś raczej cieszyć się.
— Nie mam z czego. Powody do zmartwienia są zawsze; choćby i wczoraj.
— Cóż nowego?
— Przyjechał z Warszawy młody Zielski, synowiec i spadkobierca owego nieboszczyka radcy Zielskiego, który, jak pani wiadomo, ma na hypotece Zielonki dość znaczną sumę zaraz po Towarzystwie. Ostatecznie jest to nasz największy wierzyciel i dawny znajomy, ale zawsze wierzyciel... Marcia podczas pobytu na pensyi w Warszawie mieszkała u państwa Zielskich i była z niemi w wielkiej przyjaźni. Nawet podobno pan Edward, właśnie ten sam, który wczoraj był u nas, zajmował się bardzo Marcią, nawet oświadczał się o jej rękę, ale ponieważ Marcia była jeszcze bardzo młodziutka, odmówiono mu. Obecnie, po śmierci stryja, stał się właścicielem sumy na Zielonce i przyjechał w tym interesie.
Pan Jan niecierpliwie poruszył się na krześle...
— Jakkolwiekbądź — ciągnął dalej Stanisław — takiego gościa, choćby ze względu na dawny stosunek, należało przyjąć serdecznie. Tymczasem, Marcia ledwie raczyła się na chwilę pokazać przy obiedzie i nie wiem czy dziesięć słów zamieniła z gościem... ale za to Franka dokładnie wyuczyła się nowego deseniu. Na-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/102
Ta strona została skorygowana.