— Nie podobał ci się?
— Cóż! szwab jak szwab, zdaje się człowiek gładki i wista nieźle zna... ale córeczka!
— Gra pięknie.
— Prawda, ale ma jakieś w oczach świderki. Już to ja myślę, że sędzina dobrze swemu jedynakowi uszów natrze za to, że się do owej niemeczki absztyfikował. Ma nos! Powiadam ci, kanoniku, że sędzic ma nos, bo choć sam z siebie niebiedny, ale niemeczka będzie miała alterum tantum, nie licząc świderków w oczach...
— Posądzasz go?
— Czasy! czasy, księże dobrodzieju, młodzież dziś praktyczna... a niemeczka będzie miała pieniędzy ad libitum, co znaczy: pełen wór. Powiadali mi żydzi, że stary Kintz ma kapitały w banku...
— I cóż to może sędzica obchodzić? O ile mi wiadomo, zajęty jest panną Martą.
— Niby, były podobno jakieś aprehenzye w tym kierunku, ale porównawszy, to panna Marta, oprócz pięknych buziaków, niby wiele więcej niema.. nawet finalnie biorąc, żeby nie ksiądz dobrodziej...
— Et, dajno jegomość pokój, uwziąłeś się dziś, aby gderać. Niemka ci w głowę weszła jak gwóźdź i basta.
— Może, ale nie uwziąłem się. Ot tak, wygadał się człek przypadkiem, volens nolens, jak przed przyjacielem, a przyjaciel powiada, że nieprawda... Kto was tam wie, gdzie teraz prawda mieszka? Ja tego docho-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/116
Ta strona została skorygowana.