Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

— Więc w najpiękniejszym poemacie lub romansie... czy zgoda?
— Najzupełniejsza... ale w zamian za przyjaźń proszę o otwartość... chcę poznać stan serca panny Marty.
— Dlaczego nie zapyta pani o to jej samej?
— Bo ją mam zamiar zapytać o stan twego serca, mój panie sąsiedzie szanowny...
— To już zakrawa na szykanę.
— Nie, to tylko ciekawość... Ciekawość taka, jaką wzbudza w nas naprzykład podróżnik, powracający z odległych a nieznanych krain. Każdy zarzuca go pytaniami... wszak prawda? Otóż widzisz pan, dla mnie właśnie piękna kraina miłości jest terra incognita, jak mówi ów pan otyły, z dużemi wąsami, którego miałam sposobność poznać w Zielonce. Co nieznane to ciekawe, nieprawdaż? i dlatego właśnie radabym się was moi państwo zapytać: gdzie leżą te ponętne krainy wiośnianych zachwytów? jaka droga do nich prowadzi, jaki klimat w nich panuje, kto je zaludnia? rzeczywiści ludzie, czy też jakie duchy o białych skrzydłach. Czy się tam śmieją, czy płaczą?
— Jednem słowem, idzie o bagatelkę... o geografię tej zaczarowanej krainy...
— Będę panu bardzo wdzięczną za jasny i przystępny wykład.
— Niestety! trafiłaś pani nie na specyalistę.
— Nie uciekaj się pan do wybiegów... pamiętaj, że mieszkamy w jednej parafii.
— Więc cóż ztąd?