— A komu wy służycie? wy służycie Panu Bogu; a komu ja służyłem? ja służyłem także Panu Bogu. Gospodarz ma, nie przymierzając, dwa konie: jeden trochę włogawy, a drugi dychawiczny... to jest para koni! Z jednej ręki mają owies, jeden bat nad niemi. Wy to rozumiecie, Szymonie, wy mądry człowiek... A powiedzcie mi, czy tu i panienka z Zielonki wczoraj była?
— Nie, panienka nie była...
— Ja tak sobie sam miarkowałem. On nie lubi z kobietami jeździć... on tu musiał sam być.
— Co wam tak dziś Zielonka w głowę zajechała? Czy był? czy nie był? Już-to pewnie musicie coś kręcić.
— Co mam kręcić!! co kręcić!? niech moje wrogi kark skręcą. Ot, tak sobie pytałem; powiedzieliście, że był, niech on sobie był... co mi z tego przyjdzie?
— Ja powiedziałem, że był?
— A kto? Powiedzieliście, że bez panienki przyjeżdżał.
— Nieprawda!
— Jeśli tak, toście zełgali, Szymonie.
— Jakżem zełgał, kiedym nic nie powiedział!
— Nie spodziewałem się po waszej mądrej głowie, że nie rozumiecie takiej prostej rzeczy. Na jednę stronę ja mówiłem, że z Zielonki pan był, a wyście powiedzieli, że to nieprawda; na drugą stronę, ja mówię, żeście zełgali, a wy powiadacie, że to także nieprawda; teraz ja was się spytam: gdzie jest prawda?
Szymon się zamyślił.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/13
Ta strona została skorygowana.