Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/137

Ta strona została skorygowana.



VII.

Dwa tygodnie upłynęło od tego czasu. W Zielonce zrobiło się jakoś dziwnie posępno i smutno. Pan Stanisław, zamknięty w swoim gabinecie, pisał ciągle, a Marcia blada, mizerna, chodziła jak cień, ukradkiem ocierając łzy, które jej się do pięknych, łagodnych oczu cisnęły.
Przez ten czas sędzina była raz jeden w Zielonce, wstąpiła, niby to przejazdem, na krótko, zamknęła się z Marcią w osobnym pokoiku, rozmawiała z nią sam na sam z godzinkę i ucałowawszy, upieściwszy jak dziecko, odjechała do domu, nie chcąc nawet, pomimo zaproszeń serdecznych, na herbacie pozostać.
Panna Marta nie zmieniła zwykłego trybu życia, zajmowała się domem, gospodarstwem, odwiedzała chorych, uczyła dzieci, wieczorem przeglądała dzienniki lub książki, lub też do fortepianu siadłszy, jakieś smutne dumki grywała.
Tak schodziły dnie jedne za drugiemi, jednostajne, smutne, nieurozmaicone niczem, gdyż nawet nikt ze znajomych do Zielonki nie zaglądał, bo ksiądz