— Nie pasuje, całkiem nie pasuje — rzekł Boruch. — Każdy człowiek powinien chodzić z prawdą, chyba że mu inaczej droga wypadnie.
— Co tam! wypadło, czy nie wypadło! Był i już.
— Wy sobie lubicie czasem żartować, bo macie taką naturę; ale w końcu zawsze powiecie prawdę. Ja was znam; i jakbym, na ten przykład, spytał się was, po co on tu przyjeżdżał, to wy powiecie, że nie wiecie po co. I to będzie też prawda...
— Otóż nie będzie prawda, bo wiem!
— Zkądbyście wiedzieli? Czy oni was posadzili z sobą do herbaty? Oj, wy lubicie czasem pływać sobie po piasku, panie Szymonie...
— Do herbaty nie siadałem, bo dziad księdzu nie równość; alem samowar przynosił i słyszałem, co było gadane. Cóż to, tfy! do starego licha, ludzie mnie się mają wystrzegać, czy co?
— Ny, ny, nie gniewajcie się; wy dobry człowiek, Szymonie, wyście nieśli samowar, wy wszystko wiecie. Oj, oj, cobyście nie mieli wiedzieć... wy także wiecie, że on pieniędzy chciał...
— A tak! chciał, bo chciał; i dostał, bo dostał; i tyle dostał, ile chciał; bo u nas tak: jak dać, to dać... i siabas!
— Jakto u was?
— No, u nas, tu, na plebanii, przy kościele, i już! U nas, to u nas. Tfy, szkoda gęby psuć! Idźcie lepiej szkapę swoją poratujcie, bo jej chomont wlazł na łeb, jeszcze jej ślepie wygniecie.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/14
Ta strona została skorygowana.