— Znam doskonale i jego córeczkę; dwie zimy przepędzili w Warszawie, spotykałem ich w towarzystwie. Więc to tam usidłany został twój przyjaciel?
— Podobno...
— Jakto podobno?
— Wiem, że bywa często w Bogatem, prawie co drugi dzień tam jeździ, a nas omija. Miał tu zakładać fabrykę, miał projekta... ale jakoś widocznie o nich zapomniał, i jak obecnie, tylko Kintzówną jest zajęty. Moja siostra, jak widzisz, bardzo to wzięła do serca...
— Czemuż nie jestem jej bratem? — rzekł Zielski półgłosem.
— Cóżbyś zrobił?
— Nauczyłbym tego pana, że nie można bezkarnie igrać z sercem dziewczyny.
— Sądzisz, że jabym również tego nie potrafił?
— A dlaczegóż zrobić tego nie chcesz?
— Niestety, nie mam do wystąpienia najmniejszego powodu.
— Nie rozumiem.
— Że bywał w naszym domu, że rozmawiał z Marcią, to jeszcze nie racya, żeby go wyzywać do honorowej rozprawy za to, że teraz bywa w domu innym. Formalnie nie oświadczył się nigdy. Była to jakby milcząca umowa, sędzina okazywała względy Marci, on zdawał się być zajęty i oto wszystko... Przytem, jeżeli mam prawdę powiedzieć, ja, na drodze, o której wspomniałeś, nie widzę pomyślnego wyjścia z niemiłej sytuacyi.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/142
Ta strona została skorygowana.