Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

się też z nią w dyskurs, przeprosiłem, żem stał się powodem wypadku i przestrachu, ale ona śmiała się z tego, jedno ją tylko przejmowało trwogą, a mianowicie, że jeżeli konie powrócą same do Bogatego, to się jej papa przestraszy, a jakaś tam ciocia dostanie palpitacyi. Uspokoiłem szwabkę, że to się stać nie może i że ciocia nie będzie palpitowała, dla tej prostej racyi, że jeżeli kto koni nie zatrzyma na drodze, to kasztan poleci nie do Bogatego, lecz do Bajkowszczyzny, dokąd gościniec wprost z lasu prowadzi, i jeżeli kto dostanie palpitacyi, to chyba sędzina, gdy ujrzy, że kasztan zgubił jej jedynaka; zaś sędzia będzie mógł sobie przeczytać rozdział de bello civile, czyli o posłuszeństwie małżeńskiem.
— Panie Onufry dobrodzieju — wtrąciła panna Marta, — daj pan sędzinie pokój, to taka zacna kobieta.
— Cóż ma zacność do palpitacyi? Wszak jedno drugiemu nie przeszkadza, ale wracam do niemeczki...
— Uważam, żebyś pan to chętnie uczynił — rzekł Stanisław.
— Otóż nie. Zapraszała mnie, alem się wymówił. Nigdy inklinacyi do niemek nie czułem.
— Ale przepędziłeś pan chwilkę czasu przyjemnie?
— I to nie, bom się do państwa śpieszył, a tu sędzic przepadł, jak kamień w wodę, musieliśmy na niego czekać, jak rozbitkowie na wyspie.
— Bezludnej?