— Blizko od dwóch godzin — rzekł sędzic. — Pani była cierpiącą...
— Migrena, Izia tak zawsze...
— Nie... nie miałam migreny, ale nie wiedziałam, żeś pan przyjechał.
— Izia tak zawsze... nie wiedziałam, a przecież służąca..
— Czy ja kiedy słucham, co mi służąca mówi? — myślałam o czem innem.
— Widzi pan, mówiłam, że Izia tak zawsze, ona ciągle myśli o czem innem...
— Mam nadzieję, że pan nie pojedziesz zaraz, nie widzieliśmy się już tak dawno! — rzekła, nie zważajac na uwagi cioci.
— To prawda, od onegdaj — odpowiedział sędzic — miałem zamiar już wracać do domu, gdyż ojciec miał ze mną do pomówienia, lecz jeżeli pani rozkaże...
— Ja tylko proszę — rzekła, spojrzawszy znacząco.
— Może pani potrzebuje towarzysza do przejażdżki konnej?
— Żeby mnie znów pan Onufry przestraszył.
— Otóż to tak... Powiadam panu, że Izia tak zawsze... Od dzieciństwa lubiła jeździć konno; przyzna pan jednak, że ja nie mogę jej towarzyszyć, przy mojej kompleksyi tego rodzaju wstrząśnienia nie są dobre. Nie pojmuję, co za przyjemność siadać na grzbiet dzikiego zwierzęcia i narażać się dobrowolnie na kalectwo, jeżeli nie na śmierć.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/162
Ta strona została skorygowana.