Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

— Dość mi zabawnie brzmi ten wyraz, mój panie.
— Nie rozumiem...
— Pozwolisz pan zatem, że się wytłumaczę, a postaram się nie tracić słów napróżno. Czy przypominasz sobie, panie Janie, kiedy po raz pierwszy wyznałeś, żem ci nie jest obojętną, pamiętasz moją odpowiedź?
— Rozśmiałaś się pani.
— Tak jest... Rozśmiałam się, gdyż nie sądziłam, żebyś był zdolny do walki, która cię czeka, do zwyciężenia przeszkód, wznoszących się pomiędzy nami, jak mur. Przyrzekałeś mi, że je pokonasz.
— Gotów jestem to przyrzeczenie ponowić i dotrzymać go, choćby kosztem największych ofiar.
— Ja odpowiedziałam, żebyś się namyślił, że mnie nie znasz... że ja nie jestem sentymentalna wiejska dzieweczka, której wystarczą westchnienia... Nie! ja ci powiedziałam, że kto chce moją miłość zdobyć, ten powinien żyć, istnieć i oddychać tylko dla mnie, wyrzec się wszystkiego i wszystkich, oddać mi swe serce niepodzielnie, zupełnie, bezwzględnie. Tylko na taką miłość mogę odpowiedzieć miłością, ale miłością, jak ja rozumiem. Ja również gotowa jestem wyrzec się wszystkiego dla ciebie i gdybyś został rozbójnikiem, to mordowałabym ludzi wraz z tobą, broczyła we krwi, zginęła obok ciebie, ale nie odstąpiła cię nigdy! Ja ostrzegałam, cię, panie Janie, ja nie chciałam cię łudzić, ale teraz, gdym uwierzyła twym słowom,