— Mój Jasiu kochany — rzekł sędzia z pewnem drżeniem w głosie — jabym ci chciał dopomódz całem sercem... ale co ja mogę? Powiedz mi, co ja mogę?
Sędzic ucałował ręce ojca i rzekł:
— Ojcze, dajesz mi wiele, bo dobre słowo, całe życie będę ci za to wdzięcznym.
— Jasiu! Jasiu! — zawołał sędzia, chwytając syna w objęcia — a pamiętaj o nas, a jakby, broń Boże, było ci źle na świecie... to wracaj, wracaj do ojca, do matki, do domu. My cię zawsze szczerem sercem przyjmiemy.
Tegoż samego dnia pan Jan opuścił dom rodzicielski, a nazajutrz zajął mieszkanie w jednym z pierwszorzędnych hoteli warszawskich.
Panna Kintz potrafiła tak pokierować swoją sprawę, że ojciec sam ją do wyjazdu skłaniał, a ciocia nie zważając na palpitacye i delikatny stan zdrowia, przy pomocy kilku służących, dyrygowała pakowaniem kufrów i waliz.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/173
Ta strona została skorygowana.