— Trafi się... hm... bywa różnie na świecie i znam nawet takiego, co się trafiał... ale źle się wybrał. Poszedł za popędem serca, primo impetu, prosto z mostu, nie po kunktatorsku, bez żadnych ceregieli... i w tem widać błąd popełnił...
— Odkosza dostał?
— Niby tak i niby nie... rozmaicie to można uważać.
— Ostatecznie jednak nie chciała go?
— Nie chciała, a szkoda! doprawdy szkoda; byłby duszę swoją oddał dla niej...
— A któż jest ten niefortunny adonis?
— Przepraszam bardzo, naprzód nie adonis, tylko człowiek uczciwy i stateczny; powtóre nomina sunt odiosa, czyli tytuły należy opuszczać, a po trzecie propria laus sordet, jak powiada mędrzec, co znaczy: nie chwal się synku z dobrego uczynku.
— Bój się Boga człowieku! więc to ty! ty panie Onufry! Powtórz-że mi głośniej, gdyż własnym uszom nie wierzę...
— A cóż to jegomości dziwi? Powtarzam i jeszcze raz powtarzam, że chciałem dobrze. Bóg mi świadkiem; teraz zwłaszcza, gdy nieboszczka Biedulska umarła, wioskę będę miał czystą, pieniędzy jak śmieci... chciałem tedy, żeby to dla niej było...
— Zapomniałeś, mój przyjacielu, żeś dziad, bo ci pewnie dobrze już szósty krzyżyk cięży na karku, zębów niewielubyś doliczył...
— Przepraszam, doliczyć łatwo, mam siedm całych i zdrowych, a zresztą, alboż to ja wilk, żebym się
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/180
Ta strona została skorygowana.