— Księże Andrzeju! — zawołał — sądź... judica causam meam, co znaczy: bądź sędzią polubownym.
— Z kim? jak?
— Z obecnym tu panem Stanisławem. Rzecz jest, mości dobrodzieju, żeby długo nie gadać... taka: Dowiaduję się, że ten pan wraz z siostrzyczką chcą nasze strony opuścić, a majątek albo sprzedać, albo w dzierżawę oddać. Podobno na kupno amatorzy są, ale z tego nic nie będzie...
— Dlaczego?
— Ponieważ panna Marta wcale nie ma chęci pozbyć się tej wioski.
— Zkąd pan wie o tem? — zapytała Marcia.
— Moja pani dobrodziejko, wiem ja dobrze, co pani myślisz, a jeżeli się mylę, to proszę mi zaprzeczyć. Errare humanum est, moja pani, co znaczy: strzelić bąka jest ludzka rzecz.
— Istotnie, wolałabym nie sprzedawać...
— Otóż jest dowód; a kiedy panna Marta woli nie sprzedawać, to braciszek nie sprzeda; ja go znam, on tego nie zrobi.
— Najgorzej, że nie mamy dzierżawcy.
— Co też pan mówisz? Uczciwszy uszy panny Marty dobrodziejki, dzierżawców jest jak psów; kamieniem rzuć, a w dzierżawcę trafisz; notandum, jeżeli zręcznie rzucasz i we mnie będziesz celował.
— Więc pan byś wziął? — spytał ksiądz Andrzej.
— Aby tylko pannie Marcie usłużyć, to wziąłbym nawet piekło w dzierżawę. Jestem majątkowo odpowiedzialny; folwarku nie zniszczę, gotówkę dzięki Bo-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/188
Ta strona została skorygowana.