— Słuchaj-no Boruch — ja... ja... uważasz, potrzebuję pieniędzy.
Żyd aż podskoczył.
— No, no — rzekł — to jest na moje sumienie wielka ciekawość! Jak pan sędzia potrzebuje pieniędzy, to kto będzie nie potrzebował pieniędzy?
— Potrzebuję i to prędko, możesz coś zyskać, umyślnie posłałem po ciebie.
Żyd zastanowił się; chciał odgadnąć, zkąd ta nagła potrzeba i pośpiech...
— Oj! oj — mówił powoli, przebiegle zerkając oczami — jak potrzeba, to potrzeba, nie wielki interes... nasze żydki dadzą.
— A więc nie marudź, masz dać to daj, a nie, to wracaj sobie zkąd przyszedłeś i nie pokazuj mi się na oczy.
— Och! jaki wielmożny pan prędki! Jabym dał, ale czy ja mam? Taka suma! to trzeba dopiero chodzić, szukać, starać się...
— Więc koniec końcem, kiedyż to może nastąpić?
— Kiedy? jakto kiedy? Zaraz! choćby jutro, czy za dwa dni. Jak się wezmę do interesu, to wszystko leci z gwałtem, jak parowa maszyna, jak kolej żelazna, jak telegraf!
— Dobrze to, ale im śpieszniej tem lepiej... możesz na mnie liczyć, że jak prędko się sprawisz, to cię nagroda nie minie.
— No, kiedy pan sędzia takie godne słowo wymówił, to ja wielmożnemu panu coś powiem: Niech
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/194
Ta strona została skorygowana.