Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

Zostawmy ich w spokoju, a przejdźmy natomiast do plebanii i, korzystając z nieobecności gospodarza, który poszedł właśnie mszę odprawiać, rozejrzyjmy się bliżej.
Cisza panuje w tym zakątku; przez małe okienka, wychodzące na ogród, zaglądają zielone drzew gałęzie i wpływa strumień świeżego, balsamicznego powietrza. Ściany bielone, czyste, zdobi kilka obrazów. Piękny stary sztych przedstawia Sykstyńską Madonnę, — olejne niewykwintnego pędzla malowidło wyobraża „Wieczerzę Pańską”. Ponad drzwiami, do drugiego prowadzącemi pokoju, wisi portret biskupa, — a w drugim pokoju, który jest sypialnią i gabinetem zarazem, nad łóżkiem zawieszony jest duży czarny krucyfiks, a na innych ścianach portrety ks. Józefa i Kościuszki.
Pierwszy pokój do przyjęcia gości służy. Jest w nim staroświecka jesionowa kanapa, takiż stół, kilka krzeseł i komoda.
W rogu duży komin, na którym podczas jesieni i w zimie grube szczapy drzewa płoną zazwyczaj.
W drugim pokoju łóżko, klęcznik, oszklona szafa książek pełna — oto wszystko.
Całe to mieszkanko miało pozór celi zakonnej, tylko że dostęp do niego był dla każdego łatwy.
Nikt napróżno nie wszedł w te drzwi nizkie, a każdy odchodził ztąd pocieszony, weselszy, silniejszy na duchu. Gospodarz tego domku umiał osuszać łzy i goić rany bolesne, umiał wlewać ufność i nadzieję w serca zrozpaczonych i wątpiących. Słowa jego niewyszukane, pełne pokory i prostoty, wkradały się do duszy