Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

— Zkąd wiesz?
— Wyrozumiałem to... z wielu okoliczności...
— Wątpię...
— Mówiłem ci, że Jaś pisał; chciałem list pokazać, aleś była taka zawzięta...
— Rozżalona raczej...
— Tak czy owak, dość, że nie chciałaś słuchać. Powiedziałaś, żeś nie ciekawa... A jednak gdybyś była pozwoliła mi mówić, dowiedziałabyś się...
— Czego?
— Hm, czego? Pomyślnej dla nas wiadomości.
— Ciekawam, co dla nas pomyślnego teraz być może?
— Ale! Weronisiu... ale! co też mówisz, nowina jest! ważna... a mianowicie, że o ile mi się zdaje, to z tego małżeństwa z niemeczką nic nie będzie...
— Zkąd wiesz o tem? — zawołała sędzina, zrywając się z krzasła.
— Wiem z listu... żebyś była pozwoliła...
— Pokaż mi ten list.
Sędzia spełnił żądanie. Pochwyciła list syna, przebiegła go szybko oczami i załamała ręce...
— O ja nieszczęśliwa! — krzyknęła.
— Co? co mówisz, Weronisiu?! Żal ci tego... znów chcesz płakać? No, jak mi Bóg miły, teraz ja sam już nie wiem, czego się trzymać? Chciał się żenić z niemką — nie byłaś szczęśliwa; teraz nie chce niemki — jesteś nieszczęśliwa?! Nie pojmuję, doprawdy nie pojmuję, o co ci idzie, moja duszko?
— O co mi idzie!? o jego szczęście tylko...