i miały moc kojącego balsamu i siłę przekonania zarazem. Nieraz, wśród nocy ciemnej, podczas słoty jesiennej, lub zimowej zawiei, kołatał ktoś do tych drzwi i księdza do umierającego wzywał — i oto siedemdziesięcioletni starzec, z rzeźkością młodzieńca, zrywał się z łóżka i śpieszył, nie zważając, czy wicher wieje, czy deszcz oczy zalewa.
Nad biurkiem widzimy zawieszoną książeczkę. Zdejmijmy ją z gwoździa i otwórzmy, w niej znajdziemy nazwisko naszego proboszcza: „Komorno, Andreas Nałęcz curatus”, z niej dowiemy się także, że ksiądz Andrzej liczy już siedemdziesiąt lat wieku, a ledwie dwanaście kapłaństwa.
Gdzież więc poprzednio życie pędził? W jakiej szkole wyrobił sobie ten hart ducha, spokój i pogodę umysłu?
Dużoby o tem mówić. Szczegóły, z których złożyło się to życie, zapełnićby mogły księgę.
Część z nich znaną jest w tradycyach pewnej biednej rodziny szlacheckiej na Podlasiu, część pamiętają obcy ludzie, po szerokim świecie rozproszeni, — ale całość mógłby tylko chyba sam ksiądz Andrzej opowiedzieć... gdyby chciał kiedy co mówić o sobie. Niestety, nie ma on tego zwyczaju. Zapytany, odpowiada zwykle wymijająco, niechętnie i na inny przedmiot zwraca rozmowę.
— Co było, a nie jest, nie pisze się w regestr — mówi...
Wypatrzono go jednak, bo czegóż na prowincyi nie wypatrzą? Wypatrzono więc, że ma księgę dużą,
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/21
Ta strona została skorygowana.