— Owszem. Powiedz-że mi, co się z tobą dzieje? co ci jest? Nie wyglądasz mi wcale na szczęśliwego człowieka...
— Szczęśliwego!? — zapytał ze zdumieniem — cóż za ironia!
— Wyglądasz, jakbyś był chory...
— Bo i jestem takim... podwójnie: moralnie i fizycznie... nerwami żyłem przez rok prawie, to nie dziw, że nadszarpnęły się i cierpią...
— Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć...
— Co tam! opowiadać nie warto... Zwykła historya szaleństwa...
— Mówisz spokojnie... więc chyba wyleczyłeś się z niego?..
— Zapewne, czuję w sobie reakcyę, jeżeli tak nazwać można niesmak i zniechęcenie do życia... ale to później, później... teraz chciałbym przedewszystkiem wiedzieć, co u was słychać, na wsi? Czy dawno przyjechałeś ztamtąd?
— Blizko od roku stale już tutaj przemieszkuję.
— A Zielonka?
— Puściliśmy ją w dzierżawę. Siostra moja zamieszkała u pani Sielskiej, a ja dostałem posadę i pracuję. Blizko ośm godzin na dzień mam do czynienia z cyframi, a z resztą czasu robię, co mi się tylko podoba.
— Zawsze o życiu miejskiem marzyłeś...
— Tak; tu jestem w swoim żywiole. Pracuję, zarabiam na utrzymanie; mam te rozrywki, które lubię, i prawdę powiedziawszy, więcej nie żądam. W Zielon-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/213
Ta strona została skorygowana.